Archiwa tagu: grzech

Medytacja wielkopiątkowa

Dopóki noc jest nocą a dzień jest dniem,
słuchajcie.

Jeśli podnosisz rękę na żonę, męża, brata, siostrę,
matkę, ojca, krewnego, przyjaciela
a nawet wroga śmiertelnego lub złoczyńcę,
przeklinasz sam siebie na wieki.

Jeśli zadajesz krzywdę w imię przyjemności własnej,
rozkoszy ciała, popędów nieokrzesanych,
chwilowego zaspokojenia seksualnego,
przeklinasz sam siebie na wieki.

Jeśli zabijasz w imię Boga, w imię władcy,
w imię zysku czy chwały lub dla zaspokojenia
własnych, nieludzkich żądzy,
przeklinasz sam siebie na wieki.

Jeśli kradniesz majątek swego brata, siostry,
matki, ojca, krewnego, przyjaciela, pracodawcy,
a nawet wroga śmiertelnego lub złoczyńcy,
przeklinasz sam siebie na wieki.

Jeśli złym słowem, obyczajem, kłamstwem
lub niewłaściwym zachowaniem czy przykładem,
zatracasz w grzechu przyjaciół i nieprzyjaciół swoich,
przeklinasz sam siebie na wieki.

Sam widzisz, że to nie Bóg jest Twoim największym wrogiem,
nie jest też Twoim największym utrapieniem,
ani Twoim kamieniem u szyi.

To ty sam jesteś swoim największym wrogiem,
Twoje złe uczynki są twoim największym utrapieniem
a grzechy twoje są kamieniem u szyi.

Zrób jeszcze jeden krok ku rzece
tego całego brudu, którym skalałeś Ziemię,
krzywdząc, zabijając, kradnąc i czyniąc inne zło
a utoniesz na wieki, przeklęty w jej nurcie spodlonym.

Dopóki noc jest nocą a dzień jest dniem,
słuchajcie.

Bóg w swym nieskończonym miłosierdziu
nie jest w stanie nigdy i za żaden czyn,
znienawidzić człowieka ani go przekląć,
czy o nim zapomnieć.

Bóg czeka. W swej nieskończonej cierpliwości
liczy chwile, dni, miesiące, lata i czeka
na to, że z zatracenia w grzechu wyjdziesz ku Jego światłości.

Bóg zanurzony w swej doskonałej naturze,
nie umie znienawidzić ani przekląć
nawet najgorszego z najgorszych.
I nawet największy grzesznik w Jego oczach
nie zasługuje na potępienie czy męki piekielne.

Ale krzywdząc, zabijając, kradnąc i czyniąc inne zło,
sami siebie skazujemy na wieczne potępienie,
zatracenie czy męki piekielne.
Sami siebie przeklinamy.

Więc dopóki noc jest nocą a dzień jest dniem,
słuchajcie.

Nie liczcie na miłosierdzie Boga,
nie liczcie na Jego miłość,
nie liczcie na Jego nieskończoną dobroć,
bo dopóki nie przestaniecie sami siebie przeklinać,
nie zaznacie ani Jego miłości, ani dobroci,
ani tym bardziej Jego miłosierdzia.

Życie bez Boga nie ma żadnej wartości.
Życie bez Jego światła nic nie znaczy.
Życie bez umiłowania bliźniego jest bezsensowne.
Dzień bez słońca jest nocą
a noc bez dnia jest wieczną ciemnością.

Przeczytałeś – pomyśl.

Szklana pułapka

z pozdrowieniami dla księdza Bronisława Tarczyńskiego

‚bo bardzo zgrzeszyłem: myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem’. W tym zdaniu zawiera się wszystko, co daje okoliczność do popełnienia zła. O ile pierwsze trzy grzechy są dla wszystkich oczywiste, o tyle ostatnia okoliczność jest dla wielu moich rozmówców niezrozumiała lub mało czytelna. Dla mnie grzech zaniedbania jest jednym z tych najgorszych, bo jest wynikiem naszego strachu, lenistwa, bezczynności, bezradności lub egoizmu. Co można zaniedbać? Składowe tego grzechu są w sumie trzy. Po pierwsze można zaniedbać czynienia naszych powinności wobec Boga, Kościoła, rodziny, przyjaciół i ogólnie bliźnich. Po drugie można zaniedbać czynienia dobra, gdy jest do tego okazja. Po trzecie można zaniedbać reakcji na zło czynione przez nas lub innych. Jak widać po tych wszystkich elementach, grzech zaniedbania jest tematycznie dość obszerny. Banalnym, ale dobrym przykładem grzechu zaniedbania jest nie ustąpienie miejsca starszej osobie w autobusie. Nie dość, że takie zachowanie jest powinnością wobec takiej osoby, jako wyraz należnego szacunku i troski to w dodatku mamy okazję do dobrego uczynku. Tym czasem pewnie wielu z nas dokłada jeszcze jeden grzech, myśląc ‚gdzie ten starzec się pcha’ etc.

Przyjrzyjmy się jednak grzechowi w nieco szerszym kontekście. Grzech towarzyszy nam w szarej codzienności i tak się z nim zżyliśmy, że w zasadzie go nie zauważamy. Jest dla nas czymś normalnym. Dlatego też umysłowi potrzeba dyscypliny i uważności. Bez pracy nad sobą nie tylko nie unikniemy grzechu, ale nawet nie będziemy mieć szansy na jego zauważenie. Jeśli nie przetrzemy przedniej szyby w samochodzie, gdy nam zaparuje, to nie możemy jechać, bo nic nie widzimy przed sobą. Tak samo jest z wkroczeniem na drogę do zbawienia. Jeśli nie będziemy zauważać i rozpoznawać grzechu w naszym życiu, to będziemy dreptać w miejscu a świat przez nas postrzegany, będzie mocno zniekształcony. Życie chrześcijańskie to walka z grzechem. W większości przypadków są to małe grzeszki, prawie nieszkodliwe. Prawie. Jeśli mały kamyczek rzucimy na pole to go prawie nie będzie widać, ale gdy w to samo miejsce rzucimy setki i tysiące kamyczków, to uzbiera się nam spora pryzma. Bagatelizujemy drobne grzeszki, bo wydaje się nam, że nic nie znaczą.

drzewa-kwiaty-ciezka-las

Tymczasem drobne pękniecie w ścianie naszej uważności może spowodować zawalenie się całego budynku naszej moralności. Droga do zbawienia nie jest prosta, ale jeśli raz podejmiemy stanowcze postanowienie o walce z grzechem to szybko zauważymy, że grzech jest powszechny w naszym życiu. Lecz za tym spostrzeżeniem pójdzie też wzmożona czujność i uwaga a to pozwoli nam na unikanie grzechu. Jest to podstawowa powinność chrześcijańska. Bez tej uważności wszystko inne (modlitwy, chodzenie do kościoła etc.) nie ma większego sensu, bo grzech panuje nad nami a nie my nad nim. Wieczorem modląc się zróbmy sobie porządny rachunek sumienia i zobaczymy, jak wielki wór pozornie małych grzeszków nazbieraliśmy. Samo przeproszenie Boga za nie to za mało. Trzeba systematycznie i cierpliwie z nimi walczyć, wyplenić je z naszego życia, z naszego umysłu. Grzech staje się przyzwyczajeniem a to najgorsze, co może się nam przydarzyć. Ekstremalnym przykładem są seryjne morderstwa. Sprawca zabija pierwszą, potem drugą osobę i skoro nie uderza w niego grom z jasnego nieba to zaczyna się czuć panem sytuacji. Skoro Bóg go natychmiast nie karze za jakże ciężki grzech, to wydaje się takiemu człowiekowi, że może wszystko. Wpada w pułapkę bez wyjścia. Grzech staje się jego naturą, przyzwyczajeniem. Pragnieniem, którego nie da się ugasić, do tego stopnia, że musi nadal zabijać, by w ogóle móc definiować siebie w społeczeństwie. Rzadko ktoś taki ma możliwość powrotu na właściwą drogę.

Ale podobnie jest z tymi małymi grzeszkami. Jedno kłamstwo, drugie, trzecie. Wpadamy w rutynę tych kłamstw, przyzwyczajamy się do nich. Stają się nawykiem. Podobnie z plotkowaniem, wpadaniem w gniew, czy z lenistwem. Grzeszenie jest łatwe i często nie wymaga od nas żadnego wysiłku. Jest spontaniczne. Dlaczego? Bo się do niego przyzwyczailiśmy. Bo nad tym nie panujemy. Nie dostrzegając grzechu w życiu codziennym, nic nie zmienimy. Dlatego koniecznym jest byśmy tego zaniedbania nie czynili.