Archiwa miesięczne: Październik 2013

Równowaga

Jesień zawsze pełna jest wielu barw. Jesień, stan przejściowy w przyrodzie i oczekiwanie na zimę. Nie mam ulubionej pory roku. Nie mam też takiej, którą bym nie lubił jakoś szczególnie. Pory roku po prostu są. Oczywiście, zima bywa uciążliwa, ale i lato ma swoje słabe strony. Generalnie mam do pór roku i pogody zdrowe podejście, że skoro nie mam na nie wpływu, to akceptuję je bez zbędnych komentarzy.

Takie podejście jest dobre nie tylko w odniesieniu do szeroko rozumianej aury, ale i tych wszystkich aspektów życia na które nie mamy żadnego wpływu. Przecież często dzieje się coś, czego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zmienić. A jeśli tak rzeczywiście jest, to po co rozpaczać, załamywać się, biadolić czy wpadać w gniew? Jest to pozbawione sensu tak samo, jak nic nie robienie, gdy mamy na coś wpływ. Współczesny człowiek jest często zagubiony w świecie pełnym bodźców i nadmiaru informacji, więc zatraca też realizm myślenia i działania. Nawet banalna rzecz jest w stanie na długo wyprowadzić nas z psychicznej równowagi. Reakcja jest więc niewspółmierna do bodźca. Jest wiele przyczyn tego stanu rzeczy, ale jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą jest brak silnego fundamentu moralnego. Bez fundamentów na skale każdy dom prędzej czy później runie. I właśnie tak dzieje się we współczesnym świecie. Upadek moralności jest widoczny gołym okiem i nadto wyraźnie.

Na dobry początek

Piękna słoneczna sobota. Mógłbym jeszcze ten kolejny raz wrócić z pracy rowerem, ale po tym jak rano miałem problemy mięśniowe, powiedziałem sobie „dość”. Poza tym jeżdżąc komunikacją miejską jest w końcu czas na pisanie lub czytanie a tego brakowało mi ostatnio coraz bardziej.

Jesień. Wiele się zmieniło od czerwca, gdy „zawiesiłem” blogerską aktywność. Ale wróciły też pewne stare nawyki i grzeszki, więc pora się z nimi rozprawić. No i to, co najdotkliwiej odczułem in minus, czyli brak codziennego kontaktu z moim serdecznym Przyjacielem. Cóż, poszedł na lepsze.

Małżeństwo. Rozkwita z każdym dniem. Rację miał Jasiek Wilk, mówiąc, że narzeczeństwo to namiastka prawdziwej wspólnoty małżeństwa. Dopiero sakrament uświęca i wzmacnia, ale nie jednorazowo lecz nieustannie. I to cieszy, bo jest zapowiedzią czegoś jeszcze bardziej niezwykłego. Tymczasem codzienność zmienia się niepostrzeżenie w niecodzienną relację budowaną niemal od nowa na fundamencie dnia wczorajszego. I właśnie to jest najbardziej zaskakujące: codzienne odkrywanie piękna w Żonie na nowo. Oby do końca naszych dni.